W niedzielę 5 września moja rodzinka wstała, jak to w wolny weekend bywa, niezbyt wcześnie. Śniadanie, telewizor, poranne sprawdzanie forum i nagle pomysł!
Wolny dzień, ładna pogoda, rocznica ślubu rodziców – wybierzmy się na spacer! Pierwotny pomysł mówił coś o górach, o wzgórzach Trzebnickich... W końcu padł pomysł, aby wyruszyć z domu i opracować trasę na pierwszy bieg dogtrekkingowy.
I tak oto w składzie: Nemo – Magda + Negra, Mela + Zgredek, ja + Speed i tata Jurek +... plecak z wodą, wyposażeni co najmniej jak na wyprawę górską, ruszyliśmy do lasu.
Najpierw Pierwoszów, a potem drogą prosto do Siedlca Trzebnickiego. Tutaj odwiedziny w zaprzyjaźnionej stadninie koni, choć niestety tylko z daleka i powrót inną drogą do domu.
2,5 h spaceru, mniej więcej 10 km trasy. Spokojny spacer, zbieranie grzybów, z których potem wyszedł przepyszny sos do makaronu! Zaliczanie przeszkód i przeszkódek – drzewa, korzenie.
Speedek biegał dookoła nas, robiąc trasę 2 razy dłuższą niż my wszyscy. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu nawet Zgredek podołał na tych swoich krótki łapkach.
I nawet cały dzień spędzony rodzinnie zakończył się bez większych awantur... dziwne, ale to zapewne ten zbawienny wpływ świeżego powietrza i uspakajająca zieleń ;)
Doszliśmy do wniosku, takie spacery to świetna zaprawa – idzie jesień, pływania mniej, a za to ile okazji do spotkań, wypraw w góry i przy okazji treningów węchówki.